15 rzeczy, których o mnie nie wiedzieliście

Ktoś mi kiedyś powiedział, że mało jest na tym blogu mnie. Że owszem, dużo informacji, często takich, które ewidentnie nie wynikają z wiedzy książkowej czy przewodnikowej, tylko z własnych doświadczeń, ale że gdzieś w tym wszystkim trudno wyczytać cokolwiek o mnie i mnie rozgryźć.

Na samym początku prowadziłam bloga tylko pod pseudonimem, nie było strony 'o mnie' i przyznaję, zupełnie nie chciałam się z nim afiszować, bo - mimo że raczej nie piszę o polityce - to jest parę takich tekstów, które przedstawicielom reżimu mogłyby się nie spodobać i pomimo, że blog ma zasięg niewielki, to gdyby ktoś niepowołany go odkrył, mój mąż (jeszcze wtedy na Kubie) mógłby mieć z tego tytułu nieprzyjemności, a ja ryzykowałam niewpuszczenie mnie na wyspę przy najbliższej okazji. Wolałam więc dmuchać na zimne.

I jakoś ta blokada przełożyła się na to, że i o sobie zbyt wiele nie pisałam. Poza tym kłania się tu również trochę moja introwertyczna natura. A że nie jest to blog lajfstajlowy, to stwierdziłam, że spokojnie mogę sobie stać w cieniu serwowanych informacji. Ale zgadzam się, że w przypadku bloga to autor i jego osobowość, podejście do życia i opisywanych zdarzeń, nadaje w dużej mierze smak pisaniu.

Kilka razy dostałam różne pytania osobiste, odnośnie tego jak to się zaczęło z tą Kubą, mojego męża i naszego związku, ucieczki do Stanów itd. itp., ale to raczej historia na książkę, a nie na post. Dzisiaj chciałabym się pokazać z nieco innej, bardziej ludzkiej niż kubańskiej, strony ;)

  1. Mieszkamy w Stanach zupełnie sami, tzn. cała moja rodzina została w Polsce, a cała rodzina mojego męża na Kubie.
  2. W domu rozmawiamy po hiszpańsku (czy raczej po kubańsku - o różnicach językowych pomiędzy español castellano y español cubano zamierzam napisać w najbliższym czasie). A na codzień posługuję się trzema językami: polskim, hiszpańskim i angielskim, chociaż polskim ostatnio najmniej. Dodam nieskromnie, że potrafię porozumieć się w siedmiu.
  3. Oficjalnie w paszporcie mam dwa imiona i dwa nazwiska - jedno oczywiście po mężu. Tak, dwa nazwiska, nie jedno dwuczłonowe z myślnikiem. Ale jeśli mam być szczera to jest to pain in the a** ;) Wszystkie rachunki przychodzą z błędami, poprzestawianymi inicjałami czy pozamienianymi imionami z nazwiskami.
  4. Mam o 13 lat młodszą siostrę, która jest atrakcyjną blondynką o długich blond włosach i dużych niebieskich oczach (wszelkie skojarzenia i projekcje są prywatną sprawą czytających a autorka nie ponosi odpowiedzialności za ewentualne wynikające z nich konsekwencje ;) ), i która na Kubie nie mogła się opędzić od absztyfikantów ;)
  5. Kocham psy. Odkąd pamiętam w domu był pies i tylko krótkie okresy w moim życiu były bez psa i zawsze wtedy tęskniłam na tyle, że w przedziwny sposób stawałam się (trzykrotnie) właścielką znajd i przybłęd. Ostatnia z nich - Floryda - mieszka obecnie z moją Mamą, gdyż ze względów "technicznych" nie mogliśmy jej zabrać do Stanów. A tak na marginesie uważam to za przedziwny zbieg okoliczności, że Floryda została Florydą duuużo zanim jeszcze się nawet pojawiła idea wyjazdu do Stanów, a gdy wyemigrowaliśmy początkowo mieszkaliśmy na... Florydzie! Co więcej, nasza poprzednia sunia nazywała się Alaska (była z nami przez 17 lat i była najcudowniejszym psem pod słońcem, a jej imię wzięło się się od serialu "Przystanek Alaska", który leciał w tv wtedy, kiedy ją wzięliśmy), a my teraz mieszkamy w Seattle, mieście nazywanym "Gate to Alaska"...
  6. Nie lubię oglądać po raz kolejny tego samego filmu. Po pierwsze czuję się, jakbym przeżywała deja vu, po drugie uważam, że jest tyle filmów na świecie i ciągle powstają nowe i nowe, że oglądanie po raz drugi tego samego jest zwyczajną stratą czasu. Do obejrzenia czegoś ponownie nie przekonuje mnie nawet moja dziwaczna przypadłość jaką jest... zapominanie zakończeń filmów. Serio! Czasem rozmawiając z kimś na temat jakiegoś filmu, pamiętając tytuł, aktorów i fabułę, wypalam: "ale jak ten film się właściwie skończył?". Co wywołuje z kolei dziwaczny wyraz twarzy mojego rozmówcy ;)
  7. Nigdy nie pracowałam na etacie.
  8. Uwielbiam prowadzić samochód, mam bardzo dobrą orientację w terenie (zawsze wiem np. gdzie jest północ i nie wiem skąd to wiem ;) ), rzadko się gdziekolwiek gubię i zwykle jeżdżę bez GPS'a, a jeśli już go włączam to po to, żeby ominąć korki.
  9. Jedno z moich najfajniejszych przeżyć z adrenaliną to skok w tandemie ze spadochronem i planuję to powtórzyć :)
  10. Nigdy nie byłam od niczego uzależniona, ale teraz przyznaję, że jestem uzależniona od kubańskiej kawy. Ze względu na smak i na moc. Organicznie nie znoszę tutejszych americano, moja jest tak mocna, że możnaby zrobić z niej trzy amerykańskie lury. Ale za to piję tylko jedną dziennie, rano i jest to pierwsza rzecz, którą robię każdego dnia. No dobra, wcześniej jeszcze myję zęby ;) Tak więc musi być mocna, z odrobiną mleka i łyżeczką brązowego cukru. No i może być z dodatkiem tego, jeśli akurat w domu jest ;)
  11. Uwielbiam lody we wszystkich smakach i kolorach.
  12. Tylko raz w życiu miałam krótkie włosy.
  13. Mam tatuaż w seksownym miejscu ;)
  14. Regularnie medytuję i ćwiczę jogę.
  15. Od prawie 14 lat choruję na miastenię - dość rzadką, przewlekłą, autoimmunologiczną chorobę mięśni, która zmieniła wiele moich życiowych planów, nieraz położyła mnie do szpitalnego łóżka, bywa czasem upierdliwa na codzień (jeśli kiedyś mnie spotkacie na żywo, to mój dziwny nosowy głos to właśnie jej sprawka), ale nie przeszkodziła mi - hmm, jak by to ująć, żeby nie zabrzmiało tkliwie czy patatetycznie... - w robieniu wszystkiego po swojemu, powiedzmy ;)
No dobra, styknie tego uzewnętrzniania się, ale jak komuś mało albo chciałby o coś dopytać, to zapraszam do komentowania. O nic się nie obrażę, serio :) Najwyżej odpowiem, że moja introwertyczna natura nie radzi sobie z pytaniem ;)

KUBAŃSKI INSTAGRAM

@cubaenfoto