Czy to się dzieje naprawdę? Ja i Travelery National Geographic? Seriously? Miałam tę wątpliwość przez naprawdę długą chwilę, kiedy po obudzeniu się weszłam na fejsa i zobaczyłam te wszystkie informacje i gratulacje. Wszyscy zdążyli się już o tym dowiedzieć oprócz mnie, bo ja... spałam! ;) Strefa czasowa -9h w stosunku do Polski zwykle działa na moją korzyść, bo jak u mnie się jeszcze dzień nie skończył, to u Was się już zaczyna nowy, a że ja zawsze i ze wszystkim jestem na ostatnią chwilę, to często mi to ratuje skórę. Ale, tak jak w tym przypadku, różnica czasu bywa przewrotna ;)
Przyznam, że ta nominacja jest dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Znalazłam się wśród "Wielkich" - po pierwsze tych, którzy zasiadają w kapitule konkursu, po drugie - nominowanych. Paczki w podróży i Paragon z podróży to pierwsza liga, laureaci ubiegłorocznych edycji onetowego Bloga Roku. Naprawdę czuję się ogromnie doceniona i zaszczycona, bo zdaję sobie sprawę z niszowości mojego bloga. I trochę mi nawet teraz przykro, że wielokrotnie go tak po macoszemu traktowałam - zawsze był tylko odskocznią, pisaniem w wolnym czasie, a że nie jest to typowy blog podróżniczy, bardziej życiowy, a życie bywa różne, to i z tym blogiem bywało różnie. Powiedzieć Wam coś w tajemnicy? ;) Mam więcej nieopublikowanych postów w wersjach roboczych, niż tych opublikowanych...
Przy takim obrocie sprawy nie pozostaje mi nic innego, jak zacząć publikować te nieopublikowane posty plus te, które siedzą gdzieś w głowie, w wersjach jeszcze bardziej roboczych, wszystkie te drobiazgi, idee, historie, wspomnienia i codzienne zdarzenia, które nadają się do opowiedzenia tylko dlatego, że mieszka się z Kubańczykiem pod jednym dachem, a to już z definicji nie jest nudne ;)
Dziękuję Wam wszystkim, którzy to czytacie, którzy wchodzicie i czytacie, zaglądacie, czasem komentujecie a czasem nie, czasem przyślecie jakiegoś zaczepnego maila, że co to się dzieje, że nic na blogu nie ma (będzie, Panie Wojtku, będzie! ;) ), bo to Wasza zasługa, że ten blog żyje.
Dziękuję NG za tę nominację, za to, że ktoś mnie dostrzegł w tym oceanie już polskich blogów podróżniczych. Ktoś dostrzegł, ktoś pokazał drugiemu, ktoś przeczytał, ktoś zdecydował. Wiem, że za tym bezosobowym NG i "ktosiem" stoją prawdziwi ludzie, którzy z pewnością włożyli masę czasu i wysiłku, żeby tę nominowaną piątkę wybrać. Dziękuję raz jeszcze.
Dziękuję na koniec mojej Armii Aniołów, która gdzieś tam nade mną czuwa, wodzi moimi palcami po klawiaturze, czasem po mapie, pchnie mnie od czasu do czasu to tu to tam - raz na Kubę, raz do Stanów, ale gdziekolwiek by to nie było i jakkolwiek droga nie byłaby wyboista, zawsze pozwala mi spaść na cztery łapy (no w końcu zodiakalny Lew ;) ).