Ten pierwszy raz...

Nie do końca mogłam uwierzyć w to, gdzie jestem, kiedy pierwszy raz poszliśmy na Malecón. Oszołomiona, podekscytowana, oślepiona południowym słońcem stałam tam i patrzyłam na Hawanę. Czy tak ją sobie wyobrażałam? Nie wiem. Zwykle staram się nie nastawiać w żaden sposób do miejsca, w które jadę. Owszem, czytam na jego temat, oglądam zdjęcia, zapamiętuję miejsca, które chciałabym odwiedzić, ale jakoś nigdy nie wyobrażam sobie jak będzie na miejscu. Może to i dobrze, bo zwykle, nawet jeśli coś mnie zaskakuje, to raczej nie rozczarowuje.



- Cykaj je, cykaj! - wyrwał mnie głos z mojego oszołomienia. Nie wiedziałam kogo i gdzie, dopiero po chwili zauważyłam te dwie mulatas. Choć miałam aparat w ręku od dłuższej chwili, to wcześniej nie potrafiłam zrobić zdjęcia. Tak już mam, że muszę trochę "poczuć" miejsce, w którym jestem, by pokazać je na zdjęciu. To chyba też dlatego nie robię portretów - rzadko udaje mi się złapać kontakt z przypadkową osobą. A może to po prostu kwestia wyćwiczenia...




KUBAŃSKI INSTAGRAM

@cubaenfoto