Od dawna zbierałam się, żeby napisać o emigrantach Kubańskich. I nie mogłam się zebrać dlatego, że nie wiedziałam od czego zacząć, bo temat tak rozległy i zawiły na tyle, że w jednym poście nijak tego ująć nie idzie. Dlatego dzisiaj nawiążę tylko do niektórych historycznych faktów, żeby naświetlić, skąd ten kryzys i co się w ogóle tutaj dzieje.
Z wydarzeń bieżących do mediów mainstreamowych przedostaje się jedynie to, co nośne, i to, co aktualnie jest głośniejsze niż coś innego w innym miejscu na świecie. Dokładnie w tym samym momencie, kiedy były zamachy w Paryżu, wybuchł kryzys migracyjny uchodźców kubańskich w Ameryce Środkowej. I był to najgorszy moment, żeby o tym napisać, bo wpis zatytułowany "Uchodźcy", większość z Was pewnie odebrałaby jako "jeszcze jeden wpis o tym samym", czyli o uchodźcach z Syrii.
Tymczasem gdzie indziej, tysiące kilometrów od Polski, na zachodniej półkuli, jest podobny kryzys. Ale nie tak nośny medialnie. Szukałam w internetowych wydaniach onetu czy gazety jakiejkolwiek wzmianki. Na próżno. Ostatni artykuł z września, o wizycie papieża na Kubie. Zero bieżących doniesień z Kuby czy z Ameryki Środkowej. A sprawa zaczyna już zataczać coraz szersze kręgi i sytuacja robi się coraz bardziej napięta.
Żeby sięgnąć przyczyn tego, co dzieje się dzisiaj, trzeba się cofnąć do roku '59. Ale nie będę w tym miejscu przytaczać szczegółów z pół wieku historii. Nadmienię tylko, że Kubańczycy zaczęli uciekać do Stanów wraz z przejęciem rządów przez Rewolucję. W roku 1966 Stany wprowadziły prawo gwarantujące przyjęcie każdego Kubańczyka, który ucieknie z wyspy. Przez te 50 lat nie było roku, żeby nie przyjęto azylantów. Były okresy, kiedy ludzi wyjeżdżało więcej lub mniej, jednak zawsze były to liczby idące w tysiące.
Ostatnia masowa ucieczka to rok 1994, zaraz po rozpadzie ZSRR, kiedy Kuba została odcięta od "przyjacielskich" funduszy i importu. Potem nastąpił czasowy spadek emigracji, a od 2010 liczba ta znowu skokowo rosła z 6.221 osób do 20.384 w roku 2014, z czego 17,5 tysiąca przybyło przez Meksyk, nie jak w poprzednim exodusie - na łodziach.
I teraz mamy do czynienia z kolejną falą uchodźców, głównie za sprawą ocieplających się stosunków pomiędzy USA a Kubą i obaw, że przychylne wyspiarzom prawo zostanie zniesione. Według danych biura amerykańskiej straży granicznej CBP w okresie od 1 października 2014 do 30 września 2015 przybyło do USA już aż 43.159 osób pochodzenia kubańskiego, co stanowi prawie dwukrotny wzrost w porównaniu do tego samego okresu rok wcześniej, czyli 10.2013-09.2014, kiedy przybyło 24 tysiące osób. Rok się jeszcze nie skończył, a ludzie wciąż napływają. W tym momencie na granicy z Kostaryką jest już prawie 4 tysiące ludzi i trudne do oszacowania liczby w Ekwadorze i na całej trasie pomiędzy Ekwadorem a Kostaryką, gdzie są stopniowo zatrzymywani na kolejnych granicach do czasu, kiedy sytuacja zostanie opanowana i rozwiązana kwestia dokumentów tranzytowych przez te kraje, które muszą być wydawane w tej chwili masowo. To jest właśnie przyczyną kryzysu - punkty kontrolne na granicach przestały sobie radzić z odprawianiem takiej ilości osób.
Nieznana jest liczba osób, którym udało się na teren Kostaryki wejść przed wybuchem kryzysu i znajdują się w jednym z krajów na trasie do granicy Meksyku z USA.
To trasa, jaką pokonują Kubańczycy, by dostać się do Stanów. Odległość 7.700 kilometrów to odległość 25-krotności faktycznej odległości dzielącej Kubę od Florydy. Pierwszy odcinek, do Ekwadoru, Kubańczycy lecą samolotem, dalej większą część trasy pokonują pieszo lub kombinowanym transportem.
Sytuacja jest rozwojowa, więc będę na pewno Was jeszcze informować o tym, co się dzieje.
Z wydarzeń bieżących do mediów mainstreamowych przedostaje się jedynie to, co nośne, i to, co aktualnie jest głośniejsze niż coś innego w innym miejscu na świecie. Dokładnie w tym samym momencie, kiedy były zamachy w Paryżu, wybuchł kryzys migracyjny uchodźców kubańskich w Ameryce Środkowej. I był to najgorszy moment, żeby o tym napisać, bo wpis zatytułowany "Uchodźcy", większość z Was pewnie odebrałaby jako "jeszcze jeden wpis o tym samym", czyli o uchodźcach z Syrii.
Tymczasem gdzie indziej, tysiące kilometrów od Polski, na zachodniej półkuli, jest podobny kryzys. Ale nie tak nośny medialnie. Szukałam w internetowych wydaniach onetu czy gazety jakiejkolwiek wzmianki. Na próżno. Ostatni artykuł z września, o wizycie papieża na Kubie. Zero bieżących doniesień z Kuby czy z Ameryki Środkowej. A sprawa zaczyna już zataczać coraz szersze kręgi i sytuacja robi się coraz bardziej napięta.
Żeby sięgnąć przyczyn tego, co dzieje się dzisiaj, trzeba się cofnąć do roku '59. Ale nie będę w tym miejscu przytaczać szczegółów z pół wieku historii. Nadmienię tylko, że Kubańczycy zaczęli uciekać do Stanów wraz z przejęciem rządów przez Rewolucję. W roku 1966 Stany wprowadziły prawo gwarantujące przyjęcie każdego Kubańczyka, który ucieknie z wyspy. Przez te 50 lat nie było roku, żeby nie przyjęto azylantów. Były okresy, kiedy ludzi wyjeżdżało więcej lub mniej, jednak zawsze były to liczby idące w tysiące.
Ostatnia masowa ucieczka to rok 1994, zaraz po rozpadzie ZSRR, kiedy Kuba została odcięta od "przyjacielskich" funduszy i importu. Potem nastąpił czasowy spadek emigracji, a od 2010 liczba ta znowu skokowo rosła z 6.221 osób do 20.384 w roku 2014, z czego 17,5 tysiąca przybyło przez Meksyk, nie jak w poprzednim exodusie - na łodziach.
I teraz mamy do czynienia z kolejną falą uchodźców, głównie za sprawą ocieplających się stosunków pomiędzy USA a Kubą i obaw, że przychylne wyspiarzom prawo zostanie zniesione. Według danych biura amerykańskiej straży granicznej CBP w okresie od 1 października 2014 do 30 września 2015 przybyło do USA już aż 43.159 osób pochodzenia kubańskiego, co stanowi prawie dwukrotny wzrost w porównaniu do tego samego okresu rok wcześniej, czyli 10.2013-09.2014, kiedy przybyło 24 tysiące osób. Rok się jeszcze nie skończył, a ludzie wciąż napływają. W tym momencie na granicy z Kostaryką jest już prawie 4 tysiące ludzi i trudne do oszacowania liczby w Ekwadorze i na całej trasie pomiędzy Ekwadorem a Kostaryką, gdzie są stopniowo zatrzymywani na kolejnych granicach do czasu, kiedy sytuacja zostanie opanowana i rozwiązana kwestia dokumentów tranzytowych przez te kraje, które muszą być wydawane w tej chwili masowo. To jest właśnie przyczyną kryzysu - punkty kontrolne na granicach przestały sobie radzić z odprawianiem takiej ilości osób.
Nieznana jest liczba osób, którym udało się na teren Kostaryki wejść przed wybuchem kryzysu i znajdują się w jednym z krajów na trasie do granicy Meksyku z USA.
To trasa, jaką pokonują Kubańczycy, by dostać się do Stanów. Odległość 7.700 kilometrów to odległość 25-krotności faktycznej odległości dzielącej Kubę od Florydy. Pierwszy odcinek, do Ekwadoru, Kubańczycy lecą samolotem, dalej większą część trasy pokonują pieszo lub kombinowanym transportem.
Sytuacja jest rozwojowa, więc będę na pewno Was jeszcze informować o tym, co się dzieje.